Małe włoskie Dolce Vita


Dosłownie tuż przed tym, jak rozpoczęliśmy słowną żonglerkę frazą „Covid-19”, udał mi się jeszcze mały rodzinny wypad. Oczywiście do Włoch, bo jak brzmi reklamowy slogan? „Włochy to jest zawsze dobry pomysł” tym razem był to Neapol. 

Neapol znałam dotąd przede wszystkim tylko ze szkolnego faktu, że 45 lat, aż do śmierci w 2000 r. mieszkał tam Gustaw Herling- Grudziński (książki dostępne w bibliotece). No i jeszcze z książki Gomorra Roberta Saviano (dostępna w naszej bibliotece), którą czytałam dobrze z dziesięć lat temu, a która wówczas zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście to był obraz Neapolu, którego nigdy nie poznam - mafia, handel zabronionymi towarami, strzały na ulicach, narkotyki. Równie mocna jest ekranizacja książki i z tego co pamiętam filmowa „Gomorra” Matteo Garrone zdobyła prestiżowe grand prix na festiwalu w Cannes. Ale moja podróż nic nie miała wspólnego z takimi tematami, była zdecydowanie bliższa książce i filmowi Jedz, módl się, kochaj (dostępne w bibliotece), a jeśli mam być szczera to dotyczyła głównie jedz. Gdzie trzeba iść na pizzę w Neapolu? Koniecznie do Gino Sorbillo! Miejsce popularne wśród turystów, ale również miejscowych, dlatego przed wejściem niestety trzeba poczekać. Nam udało się wejść w zaledwie kwadrans, ale przygotowani byliśmy na... dwie godziny. Cóż czekało na nas w środku? Ano jak to we Włoszech: bardzo proste wnętrze, tłum ludzi, jedna z najlepszych pizz, jakie w życiu jadłam i całkiem znośny rachunek. Chciałabym wiedzieć - dlaczego oni potrafią robić tak doskonałą pizzę, pełną smaku, bez zbędnego tłuszczu, pachnącą wspaniale pomidorami i mozzarellą, dlaczego tak ciężko dostać taką pizzę u nas? Przyznam, że już i to ogarnęłam w domu podczas kwarantanny: nasza domowa pizza była tak dobra, że sam Gino Sorbillo by się nie powstydził.

Ciężko wspomina się neapolitańskie przysmaki bez łez tęsknoty i żalu, wszystkie słodkości do porannej, południowej, popołudniowej i wieczornej kawy, dlatego może szybko ominę tę część, niestety nie da się zjeść wszystkiego, co się zobaczy…

Jaki był „mój Neapol? Głośny, wesoły, słoneczny z hałaśliwymi skuterami. Po dwóch dniach miałam wrażenie, że trąbi mi w uszach. No i pranie! Pranie rozwieszone wszędzie, jeszcze mokre, pachnące, a płyny do prania rozstawione są na wejściu każdego małego sklepiku. Czy wszyscy robią pranie jednego dnia, czy mają swoje dyżury to nie wiem. Jakoś to działa, nie można przecież zawieść turystów, którzy potrzebują do zdjęć tego typowego widoku z Neapolu, oprócz oczywiście wspaniałego widoku Wezuwiusza (wiecznie w chmurach i we mgle), nie zapominajmy gdzie jesteśmy!

Żeby nie było, że tylko patrzyłam na jedzenie i na mokre pościele, zawsze podczas takich wyjazdów odwiedzamy muzea. Tutaj też byliśmy w kilku, wspomnę może o zwiedzaniu zainicjowanym przez dziesięciolatkę, otóż wyraziła chęć zobaczenia wystawy prac Banksy’ego - autora fenomenalnych prac street art'u. Podobno Banksy nie wyraża zgody na pobieranie opłat za oglądanie jego prac - przecież są one dostępne dla wszystkich, ale tu nie miało to zastosowania. Dziwi go, że ludzie płacą tyle pieniędzy za jego twórczość, którą nazywa jednym, niecenzuralnym słowem na  „g. Muszę przyznać, że twórczość tego typu jednak jest mocno osadzona w kontekście wydarzeń politycznych i kulturalnych, wymaga komentarza jeśli odbiorcą jest osobą, która tego kontekstu nie zna. Forma bardzo atrakcyjna dla młodej osoby, ale treść musiała być jednak jej wyjaśniona. W jednej z sal wyświetlany był film dokumentalny nakręcony przez Banksy’ego w 2010 roku, który zyskał nominację do Oscara pt. Wyjście przez sklep z pamiątkami. Nie mieliśmy czasu go wtedy oglądać - jest to film pełnometrażowy, ale jak się okazało, wkrótce czas stał się towarem, który był na stanie, wobec czego, w połowie marca mogliśmy w domowym zaciszu obejrzeć film, który jest dostępny w Internecie i jeśli kogoś interesuje taka tematyka, to serdecznie zachęcam. Swoją drogą uwielbiam ten tytuł- Wyjście przez sklep z pamiątkami, każda wizyta w muzeum przecież tak się kończy- zabójczo dla portfeli zbieraczy pamiątek. Mamy sterty zeszytów, ołówków, gumek do mazania, magnesów, worków do stroju na wf z różnych muzeów w Europie. Teraz, gdy nie podróżujemy (i w tym roku już zdecydowaliśmy się tego nie robić), ze śmiechem przeglądamy wszystkie nabytki, kojarzymy, wspominamy, odgrażamy się, że kiedyś znów tam wrócimy, tęsknimy. Ale wakacje na ogrodowym hamaku z książką w ręku, pod własnym praniem też są przecież wspaniałe! Może nawet lepsze ;) 

(JA)

Źródła fotografii: https://www.fly4free.pl/kampania-okoloweekendowo-342pln/
https://www.globtroter.pl/zdjecia/Neapol,galeria.html


Komentarze

Kamil pisze…
Ja nie mogę doczekać się wyjazdu do Neapolu. Planuję tę wycieczkę już od pół roku i chcę się tam wybrać na Walentynki. Sporo już czytałem o nim na https://neapol.pl/ i mniej więcej wiem, co chciałbym zwiedzić. Do tego stadion mojej ulubionej drużyny oczywiście. Czy możesz polecić jakąś romantyczną knajpkę w Neapolu? Chcę się oświadczyć swojej dziewczynie tam :)